Dzisiaj o książce, o której było głośno w blogosferze i na bookstagramie.
Co prawda okładka mnie ujęła, ale tylko ona. Czemu mi się nie podobała?
Znaleziono go w koszu na pranie w pralni Quick Wash. Miał zaledwie kilka godzin i był bliski śmierci. Jego matka, młoda narkomanka, porzuciła go zaraz po narodzinach. Zmarła zresztą kilka dni później. Mojżesz przeżył — dziecko z problemami, z którego wyrósł chłopak z problemami. Był urodziwy i egzotyczny, niespokojny, mroczny i milczący. Samotny. Budził lęk i ciekawość.
I oto któregoś lipcowego dnia osiemnastoletni Mojżesz zjawił się na farmie rodziców niespełna siedemnastoletniej Georgii. Miał pomagać w codziennych zajęciach. Był pracowity i energiczny, ale też oschły i nieprzenikniony. Fascynujący i przerażający. Georgia, wbrew ostrzeżeniom i zakazom, zbliżyła się do niego... I zaczęła tonąć.
Ta historia nie kończy się happy endem. Jest pełna bólu, niespełnionych obietnic, smutku i zawodu. To opowieść o złamanym sercu, o życiu i śmierci, o zaczynaniu od nowa, a także o wieczności. A przede wszystkim o miłości. Poczujesz ją głęboko w sercu. Przeżyjesz niezwykłe emocje, strach, niepokój i słodycz młodzieńczych uczuć. Zatracisz się bez reszty, czytając o trudnej miłości, pozbawionej spełnienia.
(opis na lubimyczytac.pl)
Wszyscy wychwalali tą książkę, a dla mnie ona jest po prostu średnia i trochę nijaka. Nie mogłam się w nią wgryść. A jak już coś zaczęło mnie wciągać autorka zrobiła skok o 7 lat do przodu. Trochę jestem tą książką rozczarowana. Może za duże miałam wobec niej oczekiwania i dlatego tak mi się ona nie spodobała. Ten motyw z "darem" Mojżesza nie przypadł mi do gustu i tylko wątek koni trochę mnie pocieszał, bo konie lubię i mam do nich sentyment po serii Hertland. Ale po za tym Georgia mnie wkurzała i nie spodobała mi się od początku. Przeczytałam ją, bo mam zasadę, że zawsze kończę książki. Ale męczyłam się nią jak ją czytałam i liczyłam tylko, kiedy wreszcie będzie koniec. Co prawda zakończenie nie było takie złe można powiedzieć, że zakończyło się tak słodko i uroczo, więc za bardzo nie rozumiem opisu na okładce, że historia nie kończy się happy endem, bo mimo tego, że jednej ososby nie ma wszystko jednak skończyło się szczęśliwie. Jest też na końcu rozwiązanie tak jakby zagadki zniknięć, ale ja domyśliłam się tego dużo wcześniej, więc to też trochę słabo. Podsumowując jest taka średnia i dla mnie trochę za przewidywalna, ale to zależy ile czytacie i co. Mi osobiście się nie podobała, ale to jest moje zdanie. Dajcie znać czy jeśli ją czytaliście to macie podobne zdanie do mnie czy wręcz przeciwne.
Książkę oceniam 6/10
Prawo Mojżesza - Amy Harmon - Wydawnictwo Editiored - 354 stron
Wcześniej widywałam same pozytywne opinie o tej książce - twoja jest pierwszą taką niezbyt pozytywną, jednak mimo wszystko dalej mam ochotę na tą książkę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka! :)
http://recenzjeklaudii.blogspot.com/
No widzisz ja też widziałam same pozytywne więc moja jest niestety inna ;) Czytaj może Tobie akurat się spodoba ;) Pozdrawiam serdecznie ;)
Usuń